czwartek, 13 marca 2014

PEKIN!


jeeeeeeeeeeeeest tak tak tak tak! Dostałam kolejne stypendium!
  ROK! W PEKINIE!!! 
TAK TAK! Hura! :D
Źródło

Ale się cieszę! Tak strasznie, że nie mogę pohamować radości!

Uf, uf, oddychaj, spokojnie.
Do rzeczy...
Po raz drugi UMK ogłosiło konkurs na projekt badawczy. Napisałam, wysłałam, dostałam roczne stypendium w Pekinie. Jak to się ma do mojej szkoły i teraźniejszego stypendium?
Po 1. W czerwcu chciałabym zdać egzamin z chińskiego (HSK 3), z tego co czytałam to jest poziom mniej więcej jak B2 z angola. Może dzięki temu w Pekinie nie będę musiała pisać testu kwalifikującego do grupy tylko przydzielą mnie od razu. Poza tym to już jakiś papierek, że ten chiński trochę umiem. :P
Po 2. Mój licencjat i UMK... tutaj robi się problem, bo czasowo się nie wyrabiam. Nie mam pojęcia kiedy się obronię, bo najdalej 10 września powinnam być już w Pekinie. Nie dam rady zaliczyć zaległych przedmiotów i jeszcze się obronić. Totalnie nie wiem jak to ogarnąć. W tym momencie mam pomysł, żeby zaliczyć przedmioty, a na obronę wziąć dziekankę i obronić się za rok. Zobaczymy jak to wyjdzie. Wszystko pewnie jeszcze się pozmienia.
Po 3. Co do moich lotów i powrotów. Musze przebukować bilet powrotny do Polski (o ilę się da). Musi się dać ;) Jeśli wyjdzie tak jak chcę to wracam do Polski pod koniec czerwca i zostaję, tak jak już pisałam, do 10 września. 
Po 4. Tak, Bizon leci ze mną ;) Popracuje nad angielskim i będzie uczył małe dzieciaki w szkołach. Będzie śmiesznie. Tutaj o taką pracę bardzo łatwo. Wystarczy mieć białą twarz i w miarę umieć angielski. 

Zasady stypendium? Kasa od rządu chińskiego, mam nadzieję, że wystarczająca na życie w Pekinie. Tam jest trochę drożej, niż tutaj w Hefei, ale myślę, że wystarczy. Dostanę tez akademik, ale myślę, że znajdziemy jakieś mieszkanie razem z Rafałem :) 

TAK STRASZNIE SIĘ CIESZĘ! :D Moje życie nabrało sensu. I nabiera zawrotnego tępa!


środa, 12 marca 2014

TAOBAO!

Pogoda za oknem tragiczna. Cały dzień jest szaro, pada deszcz, wieje wiatr. Totalnie nie sprzyja to nauce, ani jakiejkolwiek koncentracji. Próbowałam się uczyć, słówka nie wchodzą, przeczytałam tekst, zaczęłam znów uczyć się słówek. Potem zabrałam się za słówka do egzaminu (łatwiejsze), nic nie szło. Zjadłam snikersa. Wkurzyłam się i wyszłam na „spacer” do akademika obok. Weszłam do chłopaków, oni też nie zbyt energiczni. Marek prawie spał, Jacek widząc moją melancholię spytał czy zamawiamy coś na taobao. (Taobao to taka strona do zakupów online. Jest tam praktycznie wszystko. Coś takiego jak Amazon)
TAK! To jest to czego mi trzeba było! Nowy nieznany ląd, który chętnie odkryję! No i się zaczęło. Plan był taki – buty na wiosnę. Od początku miały być Conversy. Znalazłam piękne bordowe takie jak chciałam. Całe 80 yuanów (40 zł). Oryginalne jak nic ;) Po conversach przyszedł czas na pogrążanie się w otchłani taobao poszukując Nike, Asicsów, Adidasów, rowerów, rolek… Jestem zachwycona! Rowery są rewelacyjne! Najpiękniejsze jakie w życiu widziałam J Szkoda, że takie małe… niestety standardowy rower z 26 calowymi kołami jest na mnie przymały, więc nie kupię tutaj L

Buty z reguły są dużo tańsze. Oczywiście większość to podróbki, ale kto nie skusi się na Najki  ermaksy 90 za 100 zł? :D Ja już teraz wiem, że gdy tylko dostanę kwietniową kasę to kupię buty! 

288 yuanów

308 yuanów



wtorek, 11 marca 2014

Wycieczka do centrum Hefei




W niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę. Miało być spotkanie z Chinkami, potem ładny park. W końcu trafiliśmy do centrum miasta.

Najpierw trzeba było znaleźć odpowiedni autobus... 
niechcący trafiliśmy do kościoła
...i zobaczyliśmy taką salę
z mszą na ekranie
Piętro wyżej odprawiała się normalna msza.
Tutaj ja na końcu jednego z korytarzy kościoła.
Jedna z sal
Widok z wieży kościoła
Po kościele wyruszyliśmy w dalszą wędrówkę po mieście...

Psy w chinach chodzą w ubraniach


Wszędzie na ulicach Hefei - jedzenie.


Chiński Jacyków?



małże z grilla
Przypadkowo trafiliśmy do świątyni Buddy

Na wejściu ciekał dziadek :)





















niedziela, 9 marca 2014

Ceny w Hefei

CENNIK
W porównaniu do Polskich zarobków jest tutaj stosunkowo tanio. Szczególnie chińskie jedzenie jest bardzo  tanie. Wszystko co importowane już nie tak bardzo :(

Wszystkie ceny dzielicie na pół i macie w złotówkach

 5 yuanów torebka kurczaczków z patelni
2 yuany banan w panierce
2,5 placki z czymś zielonym (jednym się najem)
Kebab z ryżem (dla mnie na dwa razy) – 10 yuanów
Mały kebab w bułce – 4-6 yuanów.
 ¼ ananasa obranego – 2 yuany
Cola – 2l 5 yuanów
Chleb – najzwyklejszy, sztuczny (jak w Polsce najgorszy tostowy) – 8 yuanów,
Bagietka – 3,5 youana (bardzo ciężko znaleźć)
Mleko – karton, od 10 do 25 yuanów. Nie kupowałam, bo się boję. Występują tu tylko mleka kartonach. Nic z lodówki :/
Paczka żółtego sera (taki jak u nas topiony w plasterkach) – od 17 do 30 yuanów ;(
Dwa średnie pomidory – 4,5
 Herbata – 15 yuanów torebka herbaty owocowej ze stoiska,
8 yuanów wielka paczka zwykłej herbaty w torebkach.
Manicure – 21 yuanów. Za 110 jest taki najbogatszy jaki w życiu widziałam. Mnóstwo dżetów, różne kolory, wzorki itp. (Jedna dziewczyna przy nas takie robiła)
Piwko w pubie 10 yuanów najtańsze
Pizza w pubie 40 yuanów (około 30 cm)
Dwa hamburgery takie jak Zinger w KFC - 10 yuanów (na dowóz)
Pringelsy - (uwaga!) 9 yuanów ;D
Antyperspirant 39,50
Koszula męska biała 40 yuanów
(Antyperspirant i koszula - zakupy Jacka... już wiemy dlaczego Chińczycy nie używają antyperspirantow ;D)
Taksówka – nie potrafię powiedzieć dokładnie, ale za przejazd 6 przystanków autobusowych (takich sporych) zapłaciłybyśmy 8 yuanów. Taksówki są tutaj bardzo, bardzo tanie!
Przejazd autobusem miejskim – 1 yuan
Jeden z najszybszych pociągów Pekin - Hefei (około 1 000 km) - około 450 yuanów
Rower (zakup Marka) - 300 yuanów. Wygląda świetnie. Nowiutki, fajny rower. Zobaczymy co z nim będzie po miesiącu ;)

środa, 5 marca 2014

Nowe miejsce, nowe jedzenie

Codziennie idąc na obiad, który jest dla większości (nas polaków) pierwszym posiłkiem dnia, przechodziliśmy koło wielkiej stołówki. Dziś stwierdziliśmy, że wejdziemy i spróbujemy. Okienka z najróżniejszymi daniami, mnóstwo stolików i dziwny system wydawania posiłków. Może nie dziwny, ale dla mnie nowy. Aby dostać danie trzeba dać żeton. Aby dostać żeton trzeba postać w kolejce do „kasy”. Każdy z nas wymienił sobie na żetony po 20 yuanów. Wiedziałam, że to będzie zdecydowanie za dużo, bo za 20 yuanów to ja potrafię zjeść 3 posiłki. Ale wymieniłam, żebym nie musiała następnym razem stać w kolejce.
Żetony w ręce… zaczynamy zwiedzanie! Pierwszy przystanek – ryż. Ominęłam z  myślą, że może dalej jest inny rodzaj ryżu, makaron, albo cokolwiek odmiennego. Niestety, nic oprócz ryżu nie było. Tak więc poleciał ryż, potem poleciał (chyba) szpinak, albo inna zielenina, potem kalafior, potem soja. Kasia wzięła kaczkę (Ja już chyba nie będę ryzykować. Nie ma tutaj mięsa jak w Polsce. Wszystko jest z kawałkami kości i obrzydliwym tłuszczem. Czy oni nie potrafią ładnie pokroić kaczki, żeby była bez kości?! A może po prostu chińczycy lubią ssać te kosteczki i pluć nimi pod stół? :/). Jak się wcześniej domyślałam – kaczka mi nie smakowała. Ola wzięła rybę, która też wpadła mi w oko, ale chciałam żeby każdy wziął coś innego więc nie brałam. Wzięła też pomidora z jajkiem (standardowe danie w „restauracji” z obrotowym stołem”. Obie rzeczy świetne. Ryba była rewelacyjna. Następnym razem na pewno ją wezmę! Marek wziął pokrojone ziemniaczki które były półsurowe (jak wszystkie ziemniaki tutaj) i całkiem smaczne ;) Jacek oczywiście wziął najwięcej… makaron (podobno) sojowy, jakieś mięso, jakieś inne mięsko i sałatka z ogórków. Nie moje klimaty, ale jeden rodzaj mięsa dobry.
Podsumowując … każdy wziął kilka dań, każdy trafił na 1 dobre. Następnym razem będzie wiadomo co brać. Ja się najadłam na Maksa. Gdybym miała pudełko na jedzenie to podzieliłabym wszystko na dwie części i zabrała na kolację. Z resztą wszędzie tutaj dają za duże porcje jak na mój żołądek.
Za 3 rzeczy +ryż zapłaciłam całe 6 yuanów czyli - UWAGA – 3 zł! Te Chiny wykarmiłyby nie jednego polskiego chłopa!

P.S. Oczywiście w okienkach było mnóstwo innego jedzenia – kilka rodzajów tofu, którego już chyba nie tknę, kilka rodzajów mięs do których mam uraz, inne dziwne rzeczy, które ktoś kiedyś spróbował i nikt inny już teraz nie weźmie.

Gdy idziemy na obiad czy kolację mamy idealną opcję jedzenia. Każdy z nas bierze coś innego, a potem każdy próbuje od każdego. W taki sposób jesteśmy w stanie spróbować większości jedzenia jakie spotykamy.








wtorek, 4 marca 2014

Kolejne dni, takie same, a jednak nowe.

Każdy mój dzień w Hefei wygląda praktycznie tak samo.
Przebudzam się około 6 rano gdy moja współlokatorka wstaje i idzie pod prysznic. Włączam klimę, co by się pokój nagrzał do czasu mojego wyjścia spod prysznica i śpię dalej. Ephin siedzi pod prysznicem około godziny. Nie mam pojęcia co tam tyle czasu robi. I bierze prysznic 3 razy dziennie. Reasumując – codziennie spędza w łazience około 3 godzin. Nie mam nic przeciwko. Nie zajmuje łazienki wtedy kiedy ja jej potrzebuję, więc niech sobie tam siedzi ile chce J Tym bardziej, że śpiewa w niebogłosy pod tym prysznicem, co jest całkiem zabawne. Wyobraźcie sobie małą Lilo z Disney’owskiej bajki, śpiewającą pod prysznicem chińskie piosenki. Niezły ubaw :D
Wracając do mojego planu dnia. Z łózka zbieram się około 7.30. Najczęściej budzi mnie śniadanie robione przez Ephin. Codziennie rano smaży jajko. Przez pierwsze dni pachniało, teraz już mi śmierdzi…
Jak się zbiorę z łóżka to po 15 minutach wychodzę z łazienki gotowa. Na zajęcia chodzę ubrana w cokolwiek, byle ciepło. Zanim jednak wyjdę na zajęcia, sprawdzam facebooka. Gdy u mnie jest rano, w Polsce jest 24:00 więc jest to idealna pora na oglądanie tablicy ;D
Na zajęciach spędzam 4 godziny z czego pewnie tylko godzinę myślę intensywnie. Po zajęciach zawsze idziemy na obiad. Po obiedzie wracam do nauki. Posiedzę, poczytam, nauczę się słówek. Koło 17 zbiera mi się ochota na bieganie więc idę pobiegać (albo i nie). O 18.00 przyjęło się, że jest pora karmienia Polaków. Wszyscy się zbieramy i najczęściej idziemy na bazarek. W tym momencie każdy już wie co lubi i co chce zjeść, więc często rozchodzimy się po stoiskach i spotykamy, gdy każdy dzierży w dłoni ulubione danie. Po jedzeniu znów jest czas na naukę. Wtedy po raz drugi w ciągu dnia sprawdzam facebooka (bo w Polsce już dzień, to może coś nowego się pojawiło). Kładę się spać między 22, a 24. Wszystko zależne od Skype’owym rozmów, nauki pisania tekstów.
I tak w kółko. Praktycznie każdy dzień taki sam. Czasem pójdę jeszcze na spacer, czasem pójdę do centrum handlowego, raz byłyśmy u kosmetyczki. Gdy przyjechałam miałam jedno postanowienie – codziennie próbować czegoś nowego. Często po prostu marnuję pieniądze, bo okazuje się że coś jest ohydne. Ale dzięki takiemu próbowaniu znalazłam naprawdę dużo ciekawych (i nowych!) smaków.
W weekendy z reguły się uczę i… uczę. (Ewentualnie impreza) A będzie jeszcze więcej nauki, bo dziś postanowiliśmy zdawać egzamin z chińskiego. Jeszcze nic nie mówię, bo nie jesteśmy zapisani. Ale jak się zapiszemy to napiszę co to za egzamin ;)

No iii! Od przyszłego tygodnia zaczynamy zajęcia z Taichi i z kaligrafii. Będzie super! :D

poniedziałek, 3 marca 2014

Raki zimują w Chinach


          Miałam dziś w rękach raków kilka. Było strasznie. Ale musieliśmy ich spróbować. Zjedliśmy całą   tackę. Tzn tackę raków ;)
          Były takie ładne, czerwone... I niestety nie do zjedzenia przeze mnie. Dziś znów miałam uczucie chęci, głodu i obrzydliwości w jednym czasie. Wzięłam raka do ręki i aż mnie ciarki przeszły. Nie mogłam tego zrobić. Rozerwać, dobrać się do mięska i zjeść. Było strasznie ciężko! Ale w końcu się udało. Rozerwałam dwa, zjadłam i więcej nie mogłam. Smakował jak... wg mnie jak ryba bez smaku ryby. Taki jakiś glut. Ani słodkie, ani słone. Nawet jakbym nie miała problemu z ich rozrywaniem, to chyba nie lubiłabym ich jeść. 

Jedzenie takich rzeczy nie jest dla mnie. Wolałabym zjeść dobrze wysmażone kawałki psa niż raki :(
raki surowe

raki gotowe

rak do zjedzenia w rękach Kasi